Nowe Horyzonty Edukacji Filmowej
Daty
seansów w kinie Nysa:
Recenzje
uczniów
***
W ostatnim czasie wybrałam się z klasą do kina na film wyreżyserowany przez Gavina Hooda noszący tytuł „Tsotsi". Choć sama z pewnością nie sięgnęłabym po tego rodzaju film, zważając na fakt, że nie przepadam za kryminałami, to z każdą minutą oglądania coraz bardziej wciągałam się w fabułę. W konsekwencji tego, po zakończonym seansie wyszłam z kina z liczną ilością pytań bez odpowiedzi. Wielki podziw wzbudził wemnie tytułowy bohater zwany Tsotsi, którego z wielkim powodzeniem zagrał Presley Chweneyagae. Tsotsi to chłopak pochodzący z bardzo biednej dzielnicy w RPA. Ciężkie położenie oraz ekstremalne ubóstwo skłoniło go do wstąpienia do gangu, w którym zostaje przywódcą. Chłopak, pomimo swojego młodego wieku, przeżył wystarczająco; w dzieciństwie stracił obydwoje rodziców (matka umarła, ojciec alkoholik) przez co dorastał samotnie. To mogło być powodem następstw w jego dalszym życiu. Akcja filmu rozkręca się, gdy nasz główny bohater kradnie samochód, w którym znajduje niemowlę. Od tego czasu jego życie się zmienia i znalezione dziecko odmienia go. Obudziło w nim wspomnienia, uczucia. Coś, czego on nie potrafił nazwać. Nie rozumiał, co się z nim dzieje, ale wiedział, że nigdy już nie będzie tak samo jak dawniej. Jego zwycięstwem było uratowanie ojca dziecka. Pokochał je, bo było tak samo bezbronne jak on sam w dzieciństwie. Wiedział, że musi oddać niemowlę, a jednak nie potrafił tego zrobić, ponieważ pokochał je. Film ukazuje przemianę młodego człowieka i jego zwycięstwo moralne. Poza znakomitą, jak dla mnie, grą aktorską warto zwrócić uwagę także na muzykę, która mnie bardzo urzekła swoim etnicznym brzmieniem i na długo utrwaliła się w mojej pamięci . Podsumowując, moim zdaniem, film jest wart obejrzenia, zrobił na mnie ogromne wrażenie. Fantastyczne było śledzenie poczynań Tsotsiego, zmiany jakie w nim następowały były wyraźnie wyeksponowane. Bezbłędnie zrozumiał to, co pojmują nieliczni ludzie " jak trzeba być silnym, aby być prawym moralnie, prawość moralna nie jest słabością, ale zwycięstwem człowieczeństwa".
Nadia Skałecka, kl.2c
***
Film
"Tsotsi" w reżyserii Gavina Hooda był filmem,
który nakłonił mnie do przemyślenia: Co bym zjadł
na obiad? Głębsza analiza mojego życia nie wchodzi
w grę. Z pewnością nie poruszył mnie tak jak
słynne „Skazany na Shawshank", „Zielona Mila" czy
„Patch Adams". Film chwilami sprawiał wrażenie
naprawdę dobrego dramatu, ale za chwilę
przypominał nam, że oglądamy produkcję średniego
szczebla. „Tsotsi" próbuje zwrócić uwagę widza na
początku bezwzględną postacią głównego bohatera,
krwawego przedstawienia zabójstw, czy choćby
obrzydliwej sceny z mrówkami, chodzącymi po
niemowlaku. Drastyczne momenty w filmach to rzecz
dobra, nie będę nawet mówił, że w umiarze, bo w
filmach tak naprawdę
nie wiadomo, gdzie kończy się granica
przyzwoitości (co pokazała choćby „Ludzka
stonoga"). Jednak skoro film w założeniu
scenarzysty i reżysera miał być ambitny, lub
chociaż stwarzać pozory ambitnego, to średnio im
to wyszło. Taka sztuczna próba pobudzenia widza
przed dosłownym zaśnięciem w kinie jest
dość naiwna. Historia jest przewidywalna,
nieliczne zwroty akcji i, pisząc nieliczne mam
na myśli bardzo niewiele (były dwa momenty, które
mnie zaskoczyły). Do uśmiechu czy politowania
doprowadziła mnie klasyczna scena na początku
filmu, kiedy przyjaciel tytułowego bohatera
Tsotsiego, wypytuje go o jego przeszłość, aż
trafia w jego czuły punkt, przez co Tsotsi
ripostuje mu „obijając" go dość porządnie, bo w
końcu tak musiał postąpić jako przywódca swojej
grupy.
Film jest naszpikowany bezsensownymi,
niezrozumiałymi decyzjami bohatera, a dziwią one o
tyle, że nie jest on osobą zupełnie
niezrównoważoną psychicznie, jak się potem
okazuje. „Tsotsi" to nie film akcji typu
„Niezniszczalni" czy „Twierdza”, gdzie fabuła jest
tak potrzebna jak dodatkowe dwa metry śniegu na
Syberii. Skoro film miał być w założeniu dramatem,
to powinien te założenia utrzymywać i być
realistyczny. Jak niby wytłumaczyć nierozważną
decyzję bohatera, który po rozbiciu samochodu,
zaledwie kilka kilometrów od domu, sprzed którego
go ukradł, zamiast zostawić w nim niemowlaka
znalezionego w aucie (skoro zaraz i tak na miejscu
była policja ), zabiera go ze sobą, co potem
przysparza mu wielu kłopotów. Jeden z niewielu
plusów tego filmu to ukazanie jak wyglądają miasta
w RPA - rozległe slumsy otoczone bogatymi
dzielnicami. Film mnie zawiódł i był
jednym z najsłabszych, jaki w ostatnim czasie
obejrzałem.
Damian
Bęben, kl.2c